Po wieczornych imprezach zawsze nadchodzi pokuta w postaci poranka.
Górskie powietrze nie oszczędza tych najmnocniej imprezujących. Mimo wspaniałego brzoskwiniowego relaksu na Caryńskiej dzień wcześniej, nadal czuliśmy w kościach trzy dniowy autostop ekspress. Co poradzić.
Z wybitnie ciężką głową ruszyliśmy z Cisnej w kierunku Rawek. Większość grupy pojechała autobusem. Ja z Adą i Tomkiem łapaliśmy stopa. Dotarliśmy kilka minut po nich i mogliśmy zacząć trasę. bez plecaka czułem się jakbym latał. Bardzo dobrze szło się rozmawiając z Tomkiem, ciesząc się słońcem i podjadając dojrzałe jagody całym garściami na “trzy, czte-i-ry”.

Weszliśmy najpierw na Małą Rawkę. Tam relaks połączony ze śniadaniem. Chwilę potem Wielka Rawka. Była piękna pogoda oraz sporo turystów. Zrobiliśmy sobie kilka pamiątkowych zdjęć. Poniżej jedno z nich.

Następnie wspięliśmy się na Krzemieniec czyli szczyt, na którym zbiegają się trzy granice: polska, ukraińska i słowacka. Fajnie być w tak charakterystycznym punkcie na mapie. Z Wielkiej Rawki zbiegliśmy do schroniska. Zajęło to nam 15-17 minut.
Niektórzy skończyli na obiedzie w schronisku Pod Małą Rawką my ruszyliśmy stopem do Cisnej. W kilka przesiadek udało się nam to. W końcu czekał mnie upragniony obiad z Ingą. Doskonała pizza w towarzystwie srebrnego kota wyjadającego ketchup.
Wieczorem oczywiście rura - pożegnanie rajdu podlewane śliwowicą.
Tym razem lżej niż dzień wcześniej, ale równie wesoło. Resztę wieczoru pogrywaliśmy w pokera na zapałki i piliśmy wino Bieszczady. Czas błogo uciekał.
Następnego dnia znów szybka pobudka. Autobus całej grupy do Krakowa odjeżdżał o 8. Pożegnaliśmy wszystkich po kolei i stanęliśmy na przystanku aby łapać stopa. Grupa powoli schodziła ze schroniska, a my nadal staliśmy. Staliśmy ponad 30 minut, a tu żadnego samochodu. ‘Spokojnie, jest ranek.’ Podjechał autobus. ‘Zobaczysz, zaraz złapiemy.’ Wszyscy zapakowali się do autobusu, a tu nagle… zatrzymuje się samochód! Możemy? Możemy! To dawaj. Szybko dowiedzieliśmy się, że młoda para, która nas zabrała jedzie aż do Warszawy! To się nazywa fuks!
Byli przeraźliwie nudni, ale co z tego, skoro zawiozą nas tak szybko do samiutkiej Warszawy. Stamtąd planowaliśmy podjechać szybko pociągiem do Inowrocławia oczywiście z przesiadką w Toruniu. Spieszyłem się na imieniny babci, bo obiecałem jej obecność przed wyjazdem do Albanii. Byliśmy o 15 w Warszawie, a w Toruniu około 17:30. W sumie trasa Cisna-Inowrocław zajęła nam niecałe 12 h. Spróbujcie to pobić!
Podsumowanie:
Dzień 17.
Łączny dystans: 688 km
Liczba autostopów: 1
